Spotkanie CHARIS z bp Arturem Ważnym

W piątek 20 czerwca 2025 r. w Sosnowcu przedstawiciele KSK – Andrzej Golik i Antoni Tompolski spotkali się z kapelanem CHARIS w Polsce – biskupem Arturem Ważnym. 🕊️
Nasza rozmowa dotyczyła m.in. bieżących spraw Kościoła w Polsce, możliwości przedstawienia nowej KSK na jesiennym spotkaniu Episkopatu Polski oraz promocji Kursu Formacji Integralnej w Kościele w Polsce. 🔥
Padła również propozycja konkretnej daty ogólnopolskiego spotkania. 10 kwietnia 2027 r. chcemy zorganizować Kongres, na który chcemy zaprosić wszystkie wspólnoty, grupy i stowarzyszenia utożsamiające się z wartościami CHARIS.

Poprowadzenie na Jasnej Górze modlitwy o jedność

17 maja 2025 r. był ważnym dniem dla służby CHARIS w Polsce. Nie mniej ważnym dla całej odnowy charyzmatycznej w naszym kraju. W tym dniu przedstawiciele nowej Krajowej Służby Komunii CHARIS mieli przywilej świętowania wraz z Odnową w Duchu Świętym ich jubileuszu 50 lat w Polsce poprzez udział w 29. ogólnopolskim czuwaniu na Jasnej Górze. 🕊️
 
Po południu przedstawiciele Krajowej Służby Komunii CHARIS w składzie:
  • koordynator KSK Andrzej Golik,
  • Adam Polak,
  • Antoni Tompolski,
  • ks. Artur Potrapeluk,
  • Ewelina Pietrzyk,
  • Grzegorz Mazanek,
  • Jacek Dziwoki

poprowadzili modlitwę przebaczenia i pojednania, wołając tym samym o jedność w naszych wspólnotach, rodzinach, środowisku odnowy charyzmatycznej, o jedność dla całego Kościoła. ❤️

Wymownym gestem jedności była również koronka do Bożego Miłosierdzia, którą modlili się wspólnie, pod przewodnictwem bp. Piotra Wawrzynka, Rada Krajowego Zespołu Koordynatorów Katolickiej Odnowy w Duchu Świętym w Polsce oraz Krajowa Służba Komunii CHARIS wraz ze wszystkimi wiernymi zgromadzonymi na jasnogórskich błoniach. 🙏🏻
 
Była to także, niesamowita okazja, aby spotkać się z José Prado Flores założycielem szkół Nowej Ewangelizacji.  
 
W naszych sercach rośnie nadzieja i pragnienie jeszcze gorliwszego zabiegania o jedność. Serdecznie dziękujemy ks. Arturowi za zaproszenie!

Wybór nowego koordynatora

Na kolejnym naszym spotkaniu spośród zgłoszonych 5-ciu kandydatów został wybrany nowy koordynator na całą trzyletnią kadencję:

Andrzej Golik z Bielska Białej, lider wspólnoty Miasto na Górze.

 

Jednocześnie dziękujemy bardzo Antoniemu Tompolskiemu, który ustępuje z roli koordynatora, za lata pracy i poświecenia.   

Wybory do II kadencji KSK CHARIS Polska w Porszewicach

CHARIS Poland 2025

Po okresie wyczekiwania, mamy nowy skład Krajowej Służby Komunii CHARIS Polska.

Po całym weekendzie modlitwy, uwielbiania, oraz rozeznawania metodą synodalną. Odbyły się wybory i został wybrany nowy skład.

Dziękujemy tym, którzy zakończyli pracę w ramach I kadencji, oraz błogosławimy tym, którzy podjęli się dalszej służbie, a także nowym osobom.    

Nowy skład:

Andrzej Golik, Miasto na Górze, Bielsko Biała
Ks Artur Potrapeluk, Odnowa, Lublin
Ks. prof. Piotr Kulbacki, Oaza, Łódź
Małgorzata Gniazdowska, SESA, Leszno
o. Jacek Dubel, Forum Wspólnot Ewangelizacyjnych, Szczecinek
Andrzej Lewek, wspólnoty międzynarodowe-MśJ, Kraków
Antoni Tompolski, Instytuty, wydawnictwa – Alpha, Kraków
Maria Myśkow, Młodzież, ENC, Wrocław
Grzegorz Mazanek Strumienie Wody Żywej, Bochnia
Iwona Zapałowska Oaza od 1976, diakonia modlitwy, Łódź
Jacek Dziwoki, Misja EnChristo, DrogaDoEmaus, Kraków
Jakub Popiel wspólnota św. Dobrego Łotra, Radom
Marek Liszyński, MśJ, Warszawa
Marcin Gomułka, wspólnota Oikos z Torunia
Ewelina Pietrzyk, wspólnota Zacheusz, SNE z Cieszyna
s. Paulina Pasternak, Chemin Neuf, Wesoła – Warszawa
Iwona Zielonka, SNE św Łukasz, ewangelizacja KEP, kuria Płock
Ks. Sławomir Płusa, Odnowa, Św. Dobry Łotr, Radom
Adam Polak, DAR we Wrocławiu

Wszystko wokół woła o Pocieszyciela

“Rodzące się w Polsce CHARIS pojawia się w bardzo trudnym czasie, naznaczonym przez pandemię, protesty i poważne wstrząsy w Kościele. Wszystko w nas i wokół nas woła o Pocieszyciela. To jest najlepszy moment, aby dać Mu pierwsze miejsce” – mówi Karol Sobczyk. Lider wspólnoty Głos na Pustyni i członek zespołu inicjującego Krajową Służbę Komunii CHARIS w Polsce. W rozmowie z KAI opowiada opowiada, czym jest CHARIS i jakie są jej zadania.

Dawid Gospodarek (KAI): CHARIS – służba, która ma koordynować odnowę charyzmatyczną w całym Kościele katolickim, została powołana w uroczystość Zesłania Ducha Świętego 2019 roku. Jednym z jej najważniejszych celów jest troska o jedność w Kościele. Co to dokładnie znaczy? O jaką jedność chodzi?

People standing together in the sunlight

Karol Sobczyk: Chodzi o taką jedność, która czyni między nami poczucie istnienia rodziny. Przez wieki w chrześcijaństwie dążyliśmy do uniformizmu. Kierowaliśmy się zasadą: jeśli się z nami zgadza, jeśli mamy wspólne przekonania, jest z nami. Jeśli nie, oddzielaliśmy się od siebie, nie tylko zrywając więzi, ale często stając przeciw sobie nawzajem i przeciw temu, co dla nas ważne. Dobrze obrazuje to Reformacja.

broken pottery

Owoce tego podziału były przerażające. Zaledwie kilka lat od ogłoszenia reformacyjnych tez, chrześcijanie zaczęli się nawzajem zabijać. I dzielić. Wrogość była tak wysoka, że wewnątrz chrześcijaństwa pojawiły się wojny religijne, których pozostałość wciąż jest w nas. Konsekwencją były postawy, które przed Reformacją nie miały miejsca. Nazwałbym je postawami podziału: od tamtej pory katolicy ulegają pokusie, aby każdą odmienność traktować z wrogością i potępieniem, a uczniowie Marcina Lutra doświadczają pokus, aby widząc błędy funkcjonujące w Kościele, powoływać do istnienia nowy kościół, dzięki któremu naprawią to, co dotychczas szwankowało. Na przestrzeni wieków sytuacja staje się więc dramatyczna: powstaje ponad 50 tysięcy odseparowanych od siebie denominacji chrześcijańskich, z których spora część wciąż uważa, że ich droga jest tą jedyną słuszną.

Po prawie 400 latach od Reformacji, Duch Święty w maleńkiej wspólnocie przy Azusa Street w Los Angeles czyni coś absolutnie zaskakującego. Rozpoczęte tam poruszenie, nazwane później przebudzeniem zielonoświątkowym, zaczyna przenikać wszystkie części Kościoła Chrystusa. Co ciekawe, kontekstem tego spotkania jest fakt, że na Azusa Street pierwszy raz spotykają się biali i czarni chrześcijanie na wspólnej modlitwie. W 1967 roku łaska nowej pięćdziesiątnicy dociera do Kościoła katolickiego. Tak zaczyna się katolicki ruch odnowy charyzmatycznej, który zaczyna przenikać katolickie wspólnoty i parafie. Dziś szacuje się, że tworzy go ponad 200 milionów katolików.

Aż w końcu w drugiej dekadzie XXI wieku biskup Rzymu Franciszek dostrzega fakt, którego nie zauważaliśmy wcześniej. Powiedział, że powodem, dla którego Duch Święty przyszedł z łaską odnowy charyzmatycznej było to, aby przywrócić utraconą wśród chrześcijan jedność. I tym samym, aby odnowić rozumienie siebie, jako rodziny. Dlatego też powołuje zupełnie nową służbę, która zastępuje te poprzednio funkcjonujące na rzecz odnowy w Rzymie (ICCRS i Fraternię Katolicką), którą nazywa CHARIS (gr. łaska, ale też dobroć i życie). Tym samym nadaje całej światowej katolickiej odnowie charyzmatycznej nową, czytelną i zarazem wielką wizję wspólnych działań. Od teraz zaprasza, aby wszystkie katolickie rzeczywistości charyzmatyczne na całym świecie podjęły wspólne zadania, tak aby: wszyscy w Kościele zostali ochrzczeni w Duchu Świętym, wszyscy przystąpili do pracy na rzecz odbudowania utraconej jedności Kościoła (budując relacje braterstwa i komunię z wszystkimi wierzącymi w Jezusa Chrystusa), wszyscy przystąpili do pracy na rzecz uporania się z ubóstwem i problemami społecznymi oraz aby wszyscy podjęli dzieło ewangelizacji świata.

Czy CHARIS działa również na rzecz jedności w kontekście wewnętrznym? Wewnątrz Kościoła katolickiego?

– Tak. Ta rola jest powierzona przede wszystkim Krajowym Służbom Komunii, czyli służbom CHARIS działającym na poziomie danego kraju. Nie jest to struktura zarządzająca, ani posiadająca jakąkolwiek władzę. To służba, która ma pracować na rzecz budowania i umacniania komunii między grupami, wspólnotami i różnymi rzeczywistościami odnowy. I pomagać im właściwie realizować cele określone przez CHARIS.

W Polsce na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci odnowa charyzmatyczna doświadczyła wielu podziałów. Pojawiły się schematy, poprzez które powtarzaliśmy grzechy przeszłości. Najpierw był to rozdźwięk pomiędzy Ruchem Światło-Życie, a Odnową w Duchu Świętym. Później napięcia pomiędzy ukształtowaną i umocowaną już Odnową, a nowymi wspólnotami i grupami, w których Duch Święty wzbudzał charyzmaty i nowe ekspresje. Z czasem zaczęliśmy funkcjonować w dość wyraźnej separacji, niekiedy nawet deprecjonując nawzajem swoją rolę czy podejmowane działania, a nawet negując duchowe obdarowanie.

CHARIS otwiera przed nami nową perspektywę. Już samo nadanie wspólnego mianownika pomiędzy wszystkimi rzeczywistościami charyzmatycznymi Kościoła katolickiego, zbiera nas na nowo. I uczy nas dostrzegać, że każdy z nas ma jedynie pewną rolę do spełnienia w wielkim planie Boga, pewną drobną część. Z uwagi na to jesteśmy różni, ale w tej różnorodności potrzebujemy być między sobą w jedności. Dopiero nasza komunia tworzy prawdziwy efekt synergii. Kiedy jesteśmy odseparowani, podarowane nam duchowe obdarowanie traci możliwość przepływu, wpływania na innych. Dodatkowo w odosobnieniu uwydatnione zostają nasze braki. Razem możemy nie tylko pomagać sobie nawzajem, ale możemy zajść o wiele, wiele dalej. I stajemy się świadectwem, które skłania ludzi do wiary w Chrystusa. Pan Jezus modlił się o tę jedność, mówiąc:

„Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś” (J 17, 23).

KAI: W latach 90. w Polsce powstało przynajmniej kilkanaście kościołów protestanckich, które zostały utworzone z ludzi będących wcześniej katolikami, a które przynależały do wspólnot Odnowy. Czy tutaj też możliwa jest jedność?

– W naszym kraju w kontekście odnowy charyzmatycznej miały miejsce sytuacje, które dramatycznie odbiły się na współpracy katolików i ewangelików, hamując naszą jedność. Charakterystyczną rzeczą jest to, że katolicka odnowa charyzmatyczna w Polsce stała się wyraźnie sceptyczna ekumenicznie, w porównaniu do odnowy innych krajów. Tak jak w latach 90. byliśmy jeszcze gotowi na to, by wraz z niekatolikami stawać we wspólnej posłudze, również tej publicznej (jak np. podczas Kongresu w Warszawie w 1993 roku z udziałem Johna Wimbera i Ralpha Martina), tak kolejne lata przyniosły okres wyraźnego ochłodzenia. Doszło do tego, że niektórzy katolicy zaczęli twierdzić, że wyłącznie katolicka odnowa charyzmatyczna jest autentyczna, a wszystkie niekatolickie wyrazy tej odnowy są albo „nieczystym źródłem” na który trzeba uważać, albo wręcz zupełnie nie pochodzą od Ducha Świętego. Taką postawę osobiście nazywam prywatyzacją Królestwa Bożego. Odnowa jest jedna. Jest odnową czynioną przez Ducha Świętego. To nie my jesteśmy w Jego posiadaniu, ale wchodzimy w Jego nurt i poddajemy się Jego działaniu.

Rozłamy we wspólnotach, których skutkiem było powstanie nowych kościołów, nie były powodowane błędami jednej strony. W ubiegłym wieku u katolików odnowa charyzmatyczna była dopiero u początków, była w czasie zakorzeniania się. Proces ten wymagał zatem z jednej strony nadzwyczajnej wrażliwości i cierpliwości – z drugiej mądrości, odwagi i stanowczości. W niektórych miejscach, wcale nie tak nielicznych, to się po prostu nie udało.

Niektórzy szukając możliwości utorowania drogi dla odnowy w swoich parafiach przekraczali pewne granice, albo całkowicie porzucali służbę na jej rzecz. Inni, aby umożliwić jakąkolwiek jej obecność – choćby namiastki, wybierali takie sposoby jej „implementacji”, że w praktyce duchowa odnowa przestawała być poddana i prowadzona przez Ducha Świętego, ponieważ była zredukowana wyłącznie do tego, co bezpieczne i dające się kontrolować. Co dziś czyni ich bardziej sympatykami odnowy, niż rzeczywistą odnową. W tych wszystkich miejscach ruch charyzmatyczny rozbijał się o ściany, a próby kończyły się fiaskiem. Ale nie tylko to zatrzymywało ruch charyzmatyczny w Kościele katolickim.

People from the community on the meeting

Wielu ludzi służących odnowie doświadczyło bólu niezrozumienia, odrzucenia, klerykalizmu. Śp. ks. dr Peter Hocken, światowej renomy ekspert katolickiej odnowy charyzmatycznej i członek komisji doktrynalnej ICCRS w Rzymie mówił, że Polska była jedynym krajem europejskim, w którym zdarzało się, że katolicy byli ekskomunikowani za używanie darów Ducha Świętego.

Ponadto trzeba wziąć pod uwagę, że czas, w którym odnowa charyzmatyczna zapukała w Polsce do drzwi Kościoła katolickiego, nie był zbyt dobry. Kościół żył w tamtym czasie czymś zupełnie innym – perspektywą walki i późniejszego zwycięstwa nad komunizmem, które zostało odniesione w dużej mierze dzięki jego zasadom, bezkompromisowości i determinacji. Te nieocenione i chwalebne doświadczenia, ukazujące siłę ówczesnego Kościoła, wpłynęły jednak również na jego elastyczność (formowalność), a także na to, że Kościół w Polsce przez wiele lat nie widział specjalnej potrzeby odnowy. Zesztywniałe struktury nie były przygotowane na nowe wino. Trzeba też mieć świadomość, że Polska jest krajem bardzo zdominowanym przez katolików (nawet w naszym postrzeganiu Kościoła często zupełnie pomijamy niekatolików), co utrudniało przyjęcie tego nowego duchowego dziedzictwa, które przecież wychodziło od Kościoła Zielonoświątkowego. Musieliśmy się nie tylko nauczyć tego, czym ono jest, ale przede wszystkim jak powinniśmy je przyjmować. I to w taki sposób, aby stało się nie tylko częścią naszej katolickiej tożsamości, ale aby tę tożsamość mogło właściwie kształtować.

To wszystko nie było proste. Powstałe na skutek napięć rozłamy i rany wymagają dziś nie tylko uzdrowienia, ale też konkretnej pokuty z każdej strony. Problem z odzyskaniem jedności polega nie na tym, kto ma rację, ale na tym, kto pierwszy powie „przepraszam”. Bo na tej scenie nie ma osoby, która nie ma za co przeprosić. Każdy konflikt, każdy kryzys, aby mógł się zakończyć, musi w pewnym momencie osiągnąć przełomowy moment, wyrażający się w tym kluczowym słowie. Wierzę, że jeśli obie strony tych konfliktów wypowiedzą swoje szczere “przepraszam”, nawet nie zgadzając się dalej w pewnych kwestiach, będą mogły iść dalej razem.

Wczoraj odbyło się ważne spotkanie organizacyjne. Wzięło w nim udział kilku biskupów i liderów wspólnot. Możesz powiedzieć, jaki cel miało to spotkanie, co na nim ustalono?

– Jesteśmy w trakcie kształtowania Krajowej Służby Komunii w Polsce. Poszukujemy najlepszej drogi dla właściwego działania CHARIS w Polsce. W zespole inicjującym jest abp Grzegorz Ryś, bp Andrzej Przybylski, bp Andrzej Siemieniewski i bp Krzysztof Włodarczyk. Obecnym zespołem kieruje Antoni Tompolski, dyrektor Alpha Polska. Są też przedstawiciele Ruchu Światło-Życie, Odnowy w Duchu Świętym, Szkół Nowej Ewangelizacji, Forum Wspólnot powstałego przy Zespole ds. Nowej Ewangelizacji KEP, a także osoby reprezentujące instytuty życia zakonnego i inne rzeczywistości odnowy charyzmatycznej w naszym kraju.

Wszyscy mamy poczucie, że jest to ważny moment dla Kościoła w Polsce; a na pewno historyczny dla odnowy charyzmatycznej. Rodzące się w Polsce CHARIS pojawia się w bardzo trudnym czasie, naznaczonym przez pandemię, protesty i poważne wstrząsy w Kościele. Wszystko w nas i wokół nas woła o Pocieszyciela. To jest najlepszy moment, aby dać Mu pierwsze miejsce. Nie tylko w życiu. W całym Kościele.

Autor Karol Sobczyk

Pluralizm wspólnot w parafii: Postulaty i realia

Do realiów współczesnej parafii, zwłaszcza wielkomiejskiej, należy często istnienie kilku wspólnot należących do różnych ruchów eklezjalnych. Ich współpraca na poziomie deklaracji jest oczywiście czymś jak najbardziej oczywistym i owocnym: głosi się komplementarny charakter wprowadzania w duchowość katechumenalną na różnych drogach przez rozmaite ruchy odnowy Kościoła. Jednak na poziomie wykonania sprawy mają się rozmaicie, gdyż współistnienie różnych charyzmatów przynosi ze sobą napięcia, a czasem nawet i nieporozumienia. Dlatego w poniższym tekście ukazane zostaną trudności w realizowaniu tak pięknego postulatu, jakim niewątpliwie jest wizja parafialnej „wspólnoty wspólnot” bazującej na zasadzie katechumenalnej. W końcowej części podjęty zostanie problem wprowadzenia w życie stosownych korekt dla ułatwienia zrealizowania przez ruchy eklezjalne harmonijnej służby lokalnej wspólnocie kościelnej.

1. Rzeczywistość pluralizmu wspólnot w parafii

Trudności te mogą być dwojakiego rodzaju.

Po pierwsze, mogą wynikać z absolutyzacji ruchu odnowy jako miejsca stawania się Kościoła. Absolutyzacja ta może przybierać najróżniejsze stopnie: od niegroźnego, choć nadmiernego niekiedy krytycyzmu poczynając, poprzez rozmaite formy kontestacji, aż do faktycznego dążenia do oderwania się od struktur Kościoła katolickiego.

Po drugie, trudności może wnosić postawa lokalnych pasterzy, którzy nieufnie podchodząc do nowości ruchu eklezjalnego, pozwalają na jego powstanie i rozwój, jednak tylko do takiego poziomu, na którym nie trzeba nic zmieniać w biegu parafialnego życia. Gdy jednak ruch eklezjalny na tyle uformuje dojrzałych ludzi, że nie można już zbyć jego istnienia określeniem „młodzież śpiewająca piosenki oazowe”, może zacząć być odbierany jako zagrożenie dla duchownego.

„Bardzo ważnym dla komunii jest obowiązek popierania różnych form zrzeszania się zarówno tradycyjnych, jak i nowszych ruchów kościelnych, ponieważ nadają one Kościołowi żywotność, która jest darem Bożym i przejawem prawdziwej «wiosny Ducha»” (Jan Paweł II, Novo millennio ineunte, 46)

Od razu na samym początku zadajmy sobie pytanie, czy warto mówić o trudnościach tego rodzaju? Czy nie utrwali to stereotypów: „niebezpiecznych ruchów odnowy” z jednej strony i „proboszcza, który nas nie rozumie” — z drugiej strony? Praktyka wskazuje jednak, że tego typu problemy, nazwane i przedyskutowane, znakomicie pomagają we wzajemnym rozumieniu się uczestników ruchu odnowy i pasterzy lokalnych wspólnot parafialnych.

Świadomość przeciętnego członka ruchu eklezjalnego, szczególnie ruchu o silnym akcencie katechumenalnym, najlepiej być może oddaje biblijna fraza: „Duch wieje, kędy chce” (J 3,8). Niespodziewane spotkanie z olśniewającą nowością przekazaną przez entuzjastycznie nastawionych, autentycznych uczniów Pana — taki zestaw określeń zapewne dobrze oddaje przełomową moc Ewangelii zaprezentowaną przez ruch eklezjalny. Człowiek spotyka wspaniałe orędzie, które może wyrwać z apatii, natchnąć nadzieją, wzbudzić energię do niezmordowanego działania i do heroicznego trwania. Jakże podobne jest to do porywu wichru: „szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża” (J 3,8).

Świadomość pasterza wspólnoty parafialnej częściej oddaje fraza Biblii zachęcająca do „walki o wiarę raz tylko przekazaną świętym” (Jud 3). Trwające struktury Kościoła gwarantują, że kolejne pokolenie zostanie wprowadzone w to samo, w co wierzyła generacja poprzednia, że wiara w Jezusa Chrystusa będzie trwać niezależnie od ulotnych zachwytów, duchowych mód i przemijających nowinek domorosłych proroków. W ten sposób człowiek będzie mógł spotkać niezawodne orędzie, które może przetrwać próby i pokusy kolejnych etapów życia, może natchnąć wiernością, do którego będzie można odwołać się po latach odejścia od Boga, które zawsze jest możliwe. Jakże podobne jest to do budowania „domu, w który uderzyły deszcze, potoki i wichry” — „on jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony” (por. Mt 25).

Świadomość pasterza wspólnoty parafialnej częściej oddaje fraza Biblii zachęcająca do „walki o wiarę raz tylko przekazaną świętym” (Jud 3). Trwające struktury Kościoła gwarantują, że kolejne pokolenie zostanie wprowadzone w to samo, w co wierzyła generacja poprzednia, że wiara w Jezusa Chrystusa będzie trwać niezależnie od ulotnych zachwytów, duchowych mód i przemijających nowinek domorosłych proroków. W ten sposób człowiek będzie mógł spotkać niezawodne orędzie, które może przetrwać próby i pokusy kolejnych etapów życia, może natchnąć wiernością, do którego będzie można odwołać się po latach odejścia od Boga, które zawsze jest możliwe. Jakże podobne jest to do budowania „domu, w który uderzyły deszcze, potoki i wichry” — „on jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony” (por. Mt 25).

redyk owiec

Zwróćmy teraz nasze spojrzenie na pierwszy rodzaj sygnalizowanych problemów: na absolutyzację ruchu odnowy jako miejsca stawania się Kościoła. Wiąże się z tym pytanie o adekwatność znanego powszechnie modelu parafii posoborowej do obecnej sytuacji: chodzi tu o ideał parafii jako wspólnoty wspólnot inicjacyjno-katechumenalnych. Wzorzec ten wobec współczesnej mnogości ruchów eklezjalnych wydaje się grozić nadmiernym zróżnicowaniem przeżycia chrześcijańskiego: czy model parafii jako «wspólnoty wspólnot» jest możliwy do realizowania przy różnorodności formacji?

Można oczywiście odwołać się do postulatów teologicznych: ruchy eklezjalne swój dynamizm zawdzięczają odwołaniu się do idei starożytnego katechumenatu, a wezwanie poewangelizacyjne ma kierować «ku wspólnocie wzrostu w parafii», a nie ku któremuś z ruchów. Jest to diagnoza bardzo optymistyczna. Jako postulat z pewnością jak najbardziej słuszna. Jednak przejście z poziomu słusznego postulatu na poziom realiów wskazuje, że dylemat, ku czemu faktycznie prowadzi nadmierna fascynacja niezależnymi inicjatywami ewangelizacyjnymi, nie jest pozorny i wymaga starannego namysłu pastoralnego. Niech za ilustrację posłuży krótki rzut oka na wrocławskie doświadczenie w tym zakresie, doświadczenie zarówno pozytywne, jak i negatywne.

Realne owoce ewangelizacyjnych inicjatyw katechumenalnych na pewno bywają imponujące. Wrocław obfituje na przykład w typowe dla Odnowy Charyzmatycznej sposoby ewangelizowania — ośmiotygodniowe Seminarium Odnowy Życia w Duchu Świętym. Takich seminariów jest co roku w naszym mieście kilkanaście — czy to w grupach Odnowy w Duchu Świętym, czy to w duszpasterstwach akademickich. W sumie corocznie około tysiąca osób przeżywa na nich kerygmatyczne odnowienie wiary, przyjęcie Jezusa jako Pana i Zbawiciela, modlitwę o wylanie darów Ducha Świętego, ukierunkowanie na działanie w parafii, w duszpasterstwie akademickim czy w którymś z ruchów odnowy. Gdyby zsumować wszystkich uczestników takich seminariów od czasu, gdy je zaprowadzono — około 20 lat temu — otrzymalibyśmy na pewno imponującą liczbę.

Nie zawsze jednak sprawy przybierały taki obrót. We Wrocławiu istnieją cztery zarejestrowane tak zwane wolne Kościoły (a więc wspólnoty protestanckie nie podlegające żadnej tradycji, nawet w rodzaju adwentyzmu czy baptyzmu). Oprócz specyficznej wolnokościelnej teologii wszystkie cztery mają jeszcze jedną cechę wspólną.

Pierwsza z tych wspólnot powstała kilkanaście lat temu — w znakomitej większości z byłych oazowiczów, na bazie współpracy ekumenicznej diecezjalnych diakonii Ruchu Światło-Życie.

Druga z nich, licząca ponad 100 osób, animowana jest przez pastora, zresztą absolwenta teologii katolickiej, byłego animatora Ruchu Światło-Życie. Ten „wolny Kościół” powstał na bazie dwóch wspólnot postoazowych, a jego początki sięgają połowy lat dziewięćdziesiątych.

Kolejny Kościół wolnych chrześcijan ma za pastora byłego animatora przyparafialnej, charyzmatycznej grupy postoazowej. Kościół powstał na bazie części tej wspólnoty 8 lat temu.

Czwarty i ostatni z nich to grupa również ze sprawującym funkcję pastora byłym liderem przyparafialnej, charyzmatycznej grupy postoazowej i również absolwentem teologii. Kościół powstał na bazie innej części tej samej wspólnoty postoazowej kilka lat temu.

To krótkie spojrzenie na wrocławską panoramę tzw. wolnych Kościołów pozwala dostrzec, że łączy je między innymi wspólnota pochodzenia. Są końcowym etapem pewnego typu pojmowania ewangelizacji w ruchu oazowym i w ruchu charyzmatycznym, która to ewangelizacja prowadziła najpierw kilka lub kilkanaście lat temu do niebywałego ożywienia u katolików zapału modlitwy i zaangażowania w chrześcijaństwo, dalej — prowadziła do relatywizacji więzi, początkowo ze strukturami konkretnego ruchu odnowy, po kilku latach do zerwania więzi z parafią, a wspomnianym etapem finalnym było zakwestionowanie potrzeby bycia katolikiem dla chrześcijańskiego wzrostu. W wielu przypadkach ewolucja ta przybrała jeszcze bardziej radykalne formy, przechodząc wprost do negacji Kościoła katolickiego jako wspólnoty chrześcijańskiej i do jawnej wrogości.

Trzeba też wspomnieć, że przy kontaktach z dolnośląskim zborem baptystów lub zielonoświątkowców można spotkać się z przypadkami potwierdzającymi, że pewna liczba byłych członków Ruchu Światło-Życie oraz członków Odnowy Charyzmatycznej trafiała do tych Kościołów, mających parafie we Wrocławiu czy w innych miejscach na Dolnym Śląsku[1].

Nie wydaje się, żeby nasze miasto było w tej dziedzinie wyjątkiem na terenie Polski. Raczej regułą jest, że „wolne Kościoły” (ich liczba w skali kraju to kilkadziesiąt, być może zbliża się do setki) mają swoje historyczne korzenie w katolickiej parafialnej wspólnocie czy to oazowej, czy też — w niektórych diecezjach — ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Fakty mają jednoznaczną wymowę: struktury wolnokościelnego chrześcijaństwa w Polsce są produktem ubocznym istnienia pewnego typu ewangelizacji w eklezjalnych ruchach odnowy i zaistniały głównie dzięki nim.

Można by powiedzieć: wobec liczby setek tysięcy mieszkańców miasta Wrocławia kilkaset osób, o których tu mowa, to mało. Trzeba jednak dodać: wobec nieustannie zbyt skromnej liczby aktywnych członków ruchów eklezjalnych staje się to problemem istotnym.

Przejdźmy teraz do drugiej postaci zasygnalizowanej trudności. Jest to obserwowana czasem postawa duszpasterza, gdy rzeczywistość, o której przyzwyczaił się myśleć i mówić w kategoriach: „to nasza młodzież śpiewająca piosenki oazowe”, jawi się nagle jako wspólnota dorosłych chrześcijan z silną motywacją i pełnych wizji na przyszłość. W tym trudnym momencie wspólnota może zostać zakwestionowana przez lokalnego pasterza.

Tu także zacznijmy, sięgając znowu po doświadczenie wrocławskie, od — najczęstszej przecież — postawy jak najbardziej pozytywnej. Obecność tak wielu ruchów w naszym mieście świadczy dowodnie, że pierwszym odruchem pasterza w parafii bywa „stać się wszystkim dla wszystkich” (por. 1 Kor 9,22). Formuła „parafia wspólnotą wspólnot” oznacza w praktyce, że 

pasterz parafii staje się pasterzem owych wspólnot. Parafia nie jest abstrakcyjnym i anonimowym tworem ani nie jest podobna do luźnej federacji grup zainteresowań. Raczej zachowuje największe podobieństwo do rodziny: a rodzina musi mieć ojca i rola ta na co dzień przypada pasterzowi lokalnej wspólnoty. Droga do „wspólnoty wspólnot” możliwa jest tylko wtedy, gdy na miejscu znajdzie się „pasterz wspólnot”. Pluralizm ruchów to fakt bardzo wymagający: potrzebni są pasterze o temperaturze wnętrza porównywalnej z animatorami ruchów w parafii. Ideałem nie jest zdystansowanie się na równi od wszystkiego, co prezentują nowe ruchy, ale entuzjazm zdolny objąć sumę wszystkich ich zapałów. Jak powiedział L. Giussani:

„Komu miałoby służyć to wszystko, co w Kościele jest rzeczywistością stabilną, instytucjonalną, jeśli nie dosięgłoby ciebie z energią wspaniałą, poruszającą, wpływającą na życie twoje i innych?”[2].

Powiedział też przy innej okazji, że Chrystus potrzebuje ludzi poruszonych, a nie ugrzecznionych. Wielu z nas doznało bardzo istotnej pomocy w tym zakresie z nauczania Jana Pawła II:

„Niech biskupi i kapłani — wzywa Jan Paweł II w swoim Orędziu na Światowy Dzień Modlitw o Powołania — uczynią widzialną — zwłaszcza dla młodego pokolenia — radosną przygodę (entusiasmante avventura) zarezerwowaną dla tych, którzy […] decydują się przynależeć całkowicie do Boga”[3].

Powołanie do służby w Kościele — czy to kapłańskiej, czy zakonnej — nie może kojarzyć się z monotonnym upływem czasu, niemalże jak w przypadku jakiegoś wyrobnika, który po kilku latach zacznie zapewne poszukiwać życiowej przygody gdzie indziej. Skoro apostołom przydarzyło się coś nieoczekiwanego i dziwnego, coś, co zaowocowało nieprzewidywalnym biegiem ich życia, to należy ufać, że taki sam plan zachował Bóg także i dla dzisiejszych powołanych.

Trzeba zapewne, by duszpasterze częściej używali takich sformułowań, których nie boi się papież: „porywające zadanie”, „głęboka radość”, „zwiastowanie brzasku” (NMI 9) — o ile oczywiście te słowa oddają realia ich życia. „Czeka nas zatem porywające zadanie” (NMI 29), o ile sami będziemy mogli zaświadczyć o czymś, co już wydarzyło się w naszym życiu: o „ofiarnym entuzjazmie (generoso entusiasmo)”[4].

Wrocławskie doświadczenie zmusza nas jednak do zauważenia drugiej strony medalu. Oto wypowiedź lidera jednej z ewangelizacyjnych grup, który po latach tak wspomina najtrudniejsze czasy swojej wspólnoty:

„Zdarzali się pasterze, którzy zamiast szukać owiec mających ogromne pragnienia, mocno pobudzonych do działania duchowego, zamiast dać im czystą wodę, nie dość, że jej nie dali, to jeszcze wielokrotnie oznajmiali: «u nas miejsca dla was nie ma»”.

U źródeł bardzo wielu kłopotów z tożsamością katolicką w późniejszych etapach rozwoju niektórych wspólnot ewangelizacyjnych leży wcześniejsze zdystansowanie się duszpasterza. Mogło przybrać różne formy: od zwykłego braku zapału („od zapału są animatorzy: ja jestem od kontroli”) aż po deklarowaną niechęć. Wypada nam zastanowić się, czy popularnych nabożeństw lub bardzo specyficznych form pobożności, często powstałych dopiero w XIX w. albo nawet na początku w. XX, nie mylimy z istotą katolicyzmu. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy domaganie się biblijnych podstaw wiary (do czego każdy katolik ma prawo; i ma też prawo doczekać się odpowiedzi od swojego pasterza) nie bywa traktowane jako przejaw buntu przeciw wierze. Warto też poddać refleksji, kto jest winien, jeśli wiarygodnej odpowiedzi na pytanie o fundamenty tego, w co wierzymy, poszukujący wierny nie doczekał się w Kościele katolickim.

Oprócz wspomnianych rzadkich skrajności, częściej spotkamy się z napięciem w spotkaniu struktury parafialnej z dynamizmem ruchu w łagodniejszej postaci. Oto parafia pragnie być podmiotem ewangelizującym, a ruchy chce traktować jako rozmaite pomoce służące do tego celu, podczas gdy ruchy eklezjalne mogą same pragnąć być podmiotem ewangelizującym, traktując parafię jako swoisty „teren łowiecki” dostarczający ludzi. Wynikałoby stąd, że realizowanie modelu parafii jako „wspólnoty wspólnot” przy różnorodności formacji pozostaje ważnym wyzwaniem: by poewangelizacyjne aspiracje rzeczywiście kierować ku wzrostowi w parafii. Parafia przecież jest najbardziej lokalnym wcieleniem powszechności Kościoła: tu dokonuje się faktyczne gromadzenie ludzi na Eucharystię, tu posłany przez biskupa miejsca pasterz lokalny głosi słowo Boże.

Jednak pluralizm wspólnot w parafii nie jest samodzielnym problemem. Wynika z zasad pluralizmu w Kościele powszechnym. A te wkraczają bardzo głęboko w eklezjologię, w samo pojęcie struktury Kościoła.

2. Postulaty dotyczące optymalizacji pluralizmu wspólnot w Kościele lokalnym

Zarówno ze spojrzenia na lokalne, wrocławskie problemy z poewangelizacyjną tożsamością katolicką, jak i z panoramicznego spojrzenia na historię Kościoła, wynika jasno, że problem pluralizmu pojawia się wraz z dynamizmem wiary. Tam, gdzie wiara jest uśpiona i spełnia rolę bardziej kołysanki niż bojowego marszu, tam nie ma problemów ścierania się różnych nurtów ewangelizacji. O takiej sytuacji w pewnych sektorach Kościoła lat siedemdziesiątych XX wieku mówił kardynał J. Ratzinger:

„Wydawało się zatem, że dynamizm znajduje się zupełnie gdzieś indziej […], gdzie można było coś zrobić dla lepszego życia przyszłych pokoleń”[5].

Był to skutek kontynuowania pewnej „tradycji” (w złym tego słowa znaczeniu). Już o XVI-wiecznej kontrreformacji zauważył jeden z wybitnych teologów duchowości, że ówcześni katolicy niekiedy „bardziej obawiali się herezji niż ducha tego świata i zmysłowości”[6]. Bezkonfliktowa stabilność struktury wydawała się tak wielką wartością, że nie warto było ryzykować jej naruszenia, nawet za cenę utraty przemieniającej mocy chrześcijańskiego orędzia.

Było tak nie tylko w XVI w. Do dziś pierwszym pytaniem, które stawia się ze strony katolickiej przy ocenie nawrócenia, bywa (po oczywistym wymogu stosownych skutków moralnych) pytanie o dogmatyczną poprawność i o eklezjalną nienaganność. Pewien pastor protestancki dyskutując z teologiem katolickim wyraził się kiedyś:

„Wy osądzacie na podstawie pełni wiary, my na podstawie jej autentyczności”[7].

Pełnia ma w takim kontekście oznaczać zgodność z wielowiekową i skomplikowaną tradycją doktrynalną oraz wyraźne identyfikowanie się ze strukturami eklezjalnymi; autentyczność zaś — przeżywanie bezpośredniej relacji ze Zbawicielem, który objawia człowiekowi swoją wolę w wewnętrznym dialogu modlitewnym i prowadzi po ścieżkach życia światłem Ducha Świętego możliwym do rozeznania.

Na pewno ważna jest troska o doktrynalną przejrzystość i o autentyczność struktur kościelnych. Ale — jak mówi kardynał Ratzinger — „niepokój, który pobudza nas do zanoszenia innym daru Chrystusa, może wygasnąć w zastoju solidnie uporządkowanego Kościoła”[8]. Dlatego sygnalizowanych wcześniej problemów związanych z pluralizmem inicjatyw ewangelizacyjnych w żadnym razie nie można traktować jako oznak choroby Kościoła. Są to kłopoty wzrostu zdrowego eklezjalnego organizmu.

Jako pouczający przykład przytoczmy znowu wypowiedź kard. J. Ratzingera:

„Dla mnie na początku lat siedemdziesiątych niezwykłym wydarzeniem był pierwszy bliższy kontakt z takimi ruchami jak: Neokatechumenat, Comunione e Liberazione, Focolari. Doświadczyłem wówczas energii i entuzjazmu, z jakim przeżywali swoją wiarę członkowie tychże ruchów, i tego, jak radość tak przeżywanej wiary przynaglała ich do dzielenia się z innymi tym, co otrzymali w darze”[9].

ewangelization on the street

Prefekt Kongregacji Nauki Wiary mówi nawet o „łasce porywającego entuzjazmu, który emanuje z początkowego charyzmatu”, ponieważ „osoba zostaje dotknięta i wstrząśnięta przez Chrystusa w swym najgłębszym wnętrzu”[10].

Napięcia na linii spotkania lokalnych struktur duszpasterskich z ponadparafialnym i ponaddiecezjalnym entuzjastycznym chrześcijaństwem, propagowanym przez ruchy odnowy Kościoła, nie są problemem nowym. Kard. J. Ratzinger przypomina, że już w XIII wieku, wbrew św. Tomaszowi, często „za Kościół uważano jedynie struktury Kościoła lokalnego”. Odnosząc te napięcia do terminologii czasów współczesnych pisze, że można to ująć w kategoriach polemiki między duchowieństwem diecezjalnym i przedstawicielami nowych ruchów. W takich polemikach „obie strony

powinny pozwolić wychowywać się Duchowi Świętemu”. Jak? Członkowie ruchów muszą uznać, że często towarzyszy im „słabość, infantylizm i błędne kategoryczne twierdzenia wszelkiego rodzaju”; natomiast pasterze „nie mogą czynić z własnych programów duszpasterskich kamienia probierczego, by oceniać, co wolno robić Duchowi Świętemu: z powodu czysto ludzkich planów Kościoły [mogłyby] stać się nieprzenikliwe dla Ducha Świętego. Nie wolno wymagać, aby wszystko zmieściło się w określonym porządku jedności”[11].

Myśl kard. Ratzingera idzie w przeszłość jeszcze dalej, zarysowując wspomniane napięcie jako charakterystyczną cechę Kościoła wszystkich czasów. Pisze on, że pod koniec II w. wygasły starożytne „urzędy powszechne”. Pod tą nazwą rozumie apostolsko-profetyczne urzędy niezwiązane z konkretnym Kościołem lokalnym, a więc posługę wędrownych głosicieli. Dodaje, że dziś należy „poszerzyć i pogłębić pojęcie sukcesji apostolskiej”. Na jakiej drodze? Rdzeń sukcesji stanowi oczywiście sakramentalna służba biskupa, ale posługa następców Piotra przekracza czysto lokalną strukturę Kościoła: „w Kościele muszą być zawsze posługi i posłannictwa, które nie mają wyłącznie lokalnego charakteru, ale działają dla mandatu obejmującego całkowitą rzeczywistość kościelną i dla głoszenia Ewangelii”. Do takich posłannictw należą pojawiające się w historii Kościoła ruchy eklezjalne, które „nie mogą być skrupulatnie organizowane i propagowane przez [kościelne] władze”[12].

Ciekawe jest prześledzić, jak radykalnych sformułowań użył prefekt Kongregacji Nauki Wiary omawiając pierwszy, historycznie rzecz biorąc, ruch eklezjalny, mianowicie ruch starożytnego monastycyzmu. Jeden z powodów pójścia na pustynię św. Antoniego z Egiptu to — w ocenie kard. Ratzingera — „ucieczka od ujednoliconych struktur Kościołów lokalnych”. Było to wynikiem tego, że „posługi ministerialne właściwe Kościołowi uniwersalnemu, czyli posługi apostolsko-profetyczne”, powoli w tym czasie zanikały, „później zaś zaczął je skupiać urząd biskupa”. Równie przejmujące są jego wnioski ze spojrzenia na historię Kościoła jako całość:

„Model Kościoła lokalnego naznaczony posługą biskupią stanowi strukturę nośną […], lecz jest ona nieprzerwanie poruszana falami ruchów, które są w stanie zapewnić Kościołom lokalnym żywotność i duchową autentyczność”[13].

Takie historyczne fale w historii Kościoła wzbudzone są przez Ducha Świętego niezależnie od planowanych i przewidywalnych inicjatyw lokalnych struktur eklezjalnych. Ich owocność wynikła właśnie z dawniejszej umiejętności współpracy ożywczego i nowatorskiego nurtu z ustalonym i niezmiennym sposobem kościelnego działania: „Kościół w pewnym sensie sam jest «ruchem»”[14].

Nie wystarczy więc poprzestawać na takim akcentowaniu roli parafii, by sprawić wrażenie, że grupa ruchu odnowy Kościoła jest po prostu częścią parafii, podlegając proboszczowi w taki sam sposób, jak każda inna inicjatywa parafialna. Owszem, akcent parafialny jest niezmiernie istotny. Ale choćby nawet założyciel Neokatechumenatu, Kiko Argüello, zaklinał się: „chcemy być inicjacją chrześcijańską, a nie jakimś ruchem lub stowarzyszeniem”, choćby z naciskiem podkreślał, że „jesteśmy na służbie diecezji i parafii”, to pozostaje jednak faktem, że jest to program inicjacji inspirowany i koordynowany przez ponadparafialne i ponaddiecezjalne centrum. Istnieje jednak jakieś „my”, o którym mówi Kiko: „my pragniemy przekazywać wiarę chrzcielną, a nie jakiś charyzmat albo nową duchowość”, skoro „od szesnastu wieków w Kościele brakuje katechumenatu”[15]. Owo „my” to forma istnienia ponadlokalnego profetyzmu, analogicznego do zjawisk w Kościele pierwotnym, starożytnym i średniowiecznym. A skoro profetyzm ten przyjmuje formy instytucjonalne, jest więc tym, co zwykle określa się mianem ruchu.

Można by podjąć na tym miejscu pewien eksperyment myślowy. Najpierw wsłuchajmy się w zdania zaczerpnięte ze statutu Drogi Neokatechumenalnej, zatwierdzonego w r. 2002:

– „Neokatechumenat jest sposobem diecezjalnej aktualizacji chrześcijańskiej inicjacji” (art. 1, § 2);

– „Neokatechumenat rozwija swą działalność, normalnie rzecz biorąc, w parafii” i starać się będzie, by formować swoich członków w „dojrzałym poczuciu przynależności do parafii” (art. 6, § 1.3);

– „Droga Neokatechumenalna przyczynia się do takiej odnowy parafii, jakiej życzy sobie Magisterium Kościoła”, a więc do wizji parafii „jako wspólnoty wspólnot”, które „decentralizują i wyrażają wspólnotę parafialną” (art. 23, § 1).

Następnie zaś słowo „neokatechumenat” zastąpmy określeniem „ruch eklezjalny”, a otrzymamy wzorcową deklarację właściwej relacji między ponadlokalnym profetyzmem ruchu a lokalną służbą pasterską. Ruch ewangelizacyjny okaże się wtedy sposobem diecezjalnej aktualizacji chrześcijańskiej inicjacji, formującym swoich członków w dojrzałym poczuciu przynależności do parafii i przyczyniającym się do takiej odnowy parafialnej społeczności, jakiego życzy sobie Magisterium Kościoła. Powstaje droga do parafii jako wspólnoty wspólnot, które decentralizują i wyrażają wspólnotę parafialną. Oblicze niepokoju o życiodajny dynamizm Kościoła spotyka się w praktyce z obliczem troski o niewzruszoność opoki, na której stoi dom rodzinny. „Ludzie gwałtowni zdobywający Królestwo niebieskie” mogą spotkać się z tymi, którzy bardziej dbają, by uczniowie mogli „prowadzić życie ciche i spokojne”. Wicher i stabilna struktura współdziałają, napędzając młyn dający energię życia.

Taka formuła, jak się wydaje, współbrzmi znakomicie z programem zarysowanym przez papieża Jana Pawła II, który nauczał, że „mimo różnorodności form, ruchy łączy świadomość «nowości», jaką łaska chrztu wnosi w życie człowieka, a także szczególne dążenie do głębszego przeżywania tajemnicy komunii z Chrystusem i braćmi, wreszcie — niezłomna wierność dziedzictwu wiary, czerpanemu z żywego źródła tradycji”[16].

Podsumowanie

Współistnienie kilku wspólnot reprezentujących odmienne ruchy eklezjalne to nierzadki dziś element życia parafii, zwłaszcza wielkomiejskiej. Łatwe do przewidzenia problemy wynikające z tego faktu powinny znajdować teologiczną odpowiedź, zarówno na poziomie eklezjologii, jak i praktycznych rozstrzygnięć duszpasterskich. Chodzi więc najpierw o eklezjologię włączającą do najogólniejszej wizji Kościoła nowe rzeczywistości kościelne, czyli eklezjalne ruchy odnowy. Taką teologiczną koncepcję zaproponował ks. kard. J. Ratzinger, pokazując jej zakorzenienie w Piśmie Świętym i w Tradycji Kościoła. Eklezjologię tę trzeba przekładać na język konkretów w codziennym uzgadnianiu misji i charyzmatów poszczególnych wspólnot ruchów odnowy, aby faktycznie zrealizować wspólny dla wszystkich cel: wzrost i jedność Kościoła.

Przypisy

[1] Jest to zjawisko szersze: w skali globalnej w ciągu ostatnich trzydziestu lat 14% członków Odnowy Charyzmatycznej w Kościele katolickim i w tradycyjnych Kościołach protestanckich odeszło od swoich macierzystych wspólnot eklezjalnych albo wprost założyło nowe, charyzmatyczne „wolne Kościoły”. Por. D.B. Barrett, Statistics, global, [w:] Dictionary of Pentecostal and Charismatic Movement, red. S.M. Burgess, G.B. McGee, Grand Rapids (Mi.) 1995, s. 811.

[2] [Za:] A. Scola, Ruchy w Kościele powszechnym i lokalnym, „Post scriptum” 3(1998), nr 6, s. 68.

[3] Jan Paweł II, Orędzie na XXXIX Światowy Dzień Modlitw o Powołania, 2, 21 IV 2002, [w:] Tydzień modlitw o powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego, Legnica 2001, s. 4-7.

[4] Jan Paweł II, Orędzie…, 1, o.c.

[5] J. Ratzinger, Ruchy kościelne i ich miejsce w teologii, „Post scriptum” 3(1998), nr 6, s. 8.

[6] J. Aumann, Christian Spirituality in the Catholic Tradition, San Francisco/London 1989, s. 208.

[7] J. Bosc, [za:] J.L. Suenens, Ekumenizm a Odnowa Charyzmatyczna, [w:] Dokumenty z Malines: Przyjdź, Duchu Święty, red. tenże, Kraków 1998, s. 170.

[8] J. Ratzinger, Ruchy kościelne, o.c., s. 20.

[9] Tamże, s. 8.

[10] Tamże, s. 30.

[11] Tamże, s. 24-31.

[12] Tamże, s. 23-28.

[13] Tamże, s. 21. Najważniejsze z tych fal wymieniane są przez kard. Ratzingera:

– monastycyzm misyjny z VI-IX w., a co za tym idzie — wprowadzenie do Kościoła ludów germańskich i słowiańskich;

– reforma z Cluny, będąca początkiem idei chrześcijańskiej Europy;

– ewangeliczny ruch Franciszka i Dominika z zamysłem głoszenia Ewangelii poganom;

– powstanie zakonu jezuitów, wraz z ich misjami w Ameryce, Afryce i Azji;

– ruch nowożytnych zgromadzeń misyjnych i żeńskich — charytatywnych. Por. tamże, s. 22-26.

[14] Jan Paweł II, Przesłanie Jana Pawła II do uczestników Światowego Kongresu Ruchów Kościelnych, Jesteście bogactwem Kościoła, „Post scriptum” 3(1998), nr 6, s. 5.

[15] K. Argüello, La Chiesa in „cammino” (wywiad R. Giacomelli), „Famiglia Cristiana” (2002), nr 28, s. 40. Ruch neokatechumenalny obejmuje prawie 17 tys. wspólnot w 5 tys. parafii, gł. w Europie i w Ameryce. Półtora tysiąca kleryków przygotowuje się do kapłaństwa w 46 seminariach „Redemptoris Mater”, by dołączyć do 700 już wyświęconych, a 4 tys. kobiet wstąpiło do klasztorów, głównie klauzurowych; tamże, s. 42.

[16] Jan Paweł II, Jesteście bogactwem Kościoła, o.c., s. 5.

Pośród fal

sea waves

Pierwszą falę rozpoczęła decyzja otwarcia się Ruchu Światło-Życie na rzeczywistość Ducha Świętego. Pośród politycznych presji, zakazów i ograniczeń, ci namaszczeni Duchem neofici, doświadczali niewytłumaczalnej wolności, radości, daru języków i innych charyzmatów, kompletnie niepasujących do logiki tego świata. Niestety nie wszyscy to rozumieli, zapewne dlatego, że powiew ten miał protestanckie konotacje. Dla wielu wejście w nowe, było w najlepszym wypadku pomyłką. Dystans, uprzedzenia i wewnętrzny podział w Ruchu wobec tej nowej, nie dającej się kontrolować Obecności, zgasił wówczas ogólnopolskie przebudzenie. Oazę szybko zamknięto w salkach i sprowadzono ją do federacji duszpasterstw młodzieży i rodzin. Odnowieni Duchem masowo emigrowali do rodzącej się właśnie Odnowy w Duchu Świętym.

Ten kolejny, tętniący życiem poryw Parakleta już u samych początków został wzbudzony dla jednego celu: odbudowania jedności całego Kościoła. Aby narodzeni od-nowa mogli od-nowić Kościół, czyniąc go od-nowa jedno. Możliwość wspólnej drogi poróżnionych braci, będąca dotychczas utopijnym marzeniem – stała się szansą dla dużo większych marzeń. Wzajemna wymiana darów była wyzwaniem: ekscytującym, odważnym i… trudnym. I bardzo potrzebnym. Ci dzielni wojownicy musieli ponieść duży koszt i pokonać naprawdę wiele presji. Niestety, kiedy wzrosło ciśnienie, pozwolili, aby lęk wzbił się ponad zaufaniem. Apogeum tego pierwszego zrodziło bolesne kryzysy, których skutki są odczuwalne do dzisiaj, w postaci wyrosłych w umysłach warowni wobec siebie nawzajem: uprzedzeń, awersji, nieufności. A pokaleczona życiowa misja szybko odeszła w niepamięć. Okna, werandy i wiatrołapy zabudował gruby, niewdzięczny mur „nie-nowy”, aby chronić się przed tym, co nietypowe, nieznane, w niekatolickiej formie. Prywatyzacja wzniosła szczelną tamę dla tej potężnej drugiej fali. I zredukowała nieokiełznany Ruah do tego, co sprawdzone, komfortowe i bezpieczne. Nie obyło się bez rozczarowań i – znów – wielu emigracji.

Trzecia fala trwa dzisiaj. Wiosna Kościoła budzi się w dziesiątkach miast, na peryferiach, poza strukturalnym main-streamem. Ci niezrzeszeni, bez poparcia i pleców gwałtownicy, rozsiani w zakątkach miast i wsi, przejęli pałeczkę dziedzictwa poprzednich pokoleń i rozpoczęli nową ewangelizację. Cele wciąż te same, za ks. Blachnickim: ujrzeć katolicyzm pełny, autentyczny, ewangeliczny i nadprzyrodzony.  I co najważniejsze: jeden. Ten scalony Duchem, żyjący Słowem; Kościół który gromadzi, nie rozprasza. Świeży powiew Ducha zaczął dotykać już celebrytów, polityków, biznesmenów. I zwoływać w kościołach, katedrach i na arenach wielotysięczne rzesze głodnych ludzi. Jednak to, co nieszablonowe, w tym doświadczenia Bożej mocy, charyzmaty, czy znaki i cuda towarzyszące odważnemu głoszeniu Ewangelii, choć coraz bardziej potrzebne i powszechne, zaczęły miejscami – jak dawniej, jak zawsze – stawać się groźne i niewygodne. Ruchowi przyszło się zmierzyć z orkanem pentekostalizacji i burzą pomówień. To było do przewidzenia. W końcu chodzi o Chrystusa.

Ale trzecia fala to już nie tylko to. Na naszych oczach budzą się do życia uśpieni „do wczoraj” oazowicze i odnowiciele. Wracają do pierwszej miłości, pierwszego wezwania. Mocni w Duchu znów zaczynają świecić. Odziani w odwagę na nowo obierają kurs. Zmieniają nawyki współpracy: z budowania podejrzliwych królestw, w stronę rodzinnych, godnych zaufania więzi. W posłuszeństwie. W autorytecie. W świadomości własnej tożsamości. Takiej sieci połączeń nie było nigdy dotąd. One nie są kurtuazją. Nie istnieją, bo „tak wypada”. To połączenia serc, perspektyw, wizji, Ducha. Międzypokoleniowe, wielofalowe i ponad-denominacyjne. Wiedzą, że razem mogą więcej, niż każdy z osobna. A płonąc pionierską pasją, płyną w nieznane, przełamują lody i kształtują nowe pokolenie wierzących, przygotowywane na ten właśnie czas.

W czerwcu do Dąbrowy Górniczej na Konferencję Strefa Zero AwakenED18 przybędą ci wszyscy, którzy dostrzegają ten zaczyn. Duchowe momentum. Może to właśnie jest ten kairos ojczyzny, o który w pieśniach wołali nasi ojcowie? Sługi pojednania połączy w roku Ducha Świętego wspólna intencja: „Panie, przebudź nasz kraj”. Tylko Bóg wie, jak bardzo znamienne okażą się te dwa dni dla nas. A tak naprawdę dla Niego.

Jedno jest pewne. Tego uczy nas historia. To przebudzenie od lat jest w scenariuszu. I nie wiem, czy będzie potrzebna jeszcze jedna fala. Może przed nami jest jeszcze kilka orkanów i tsunami. Wiem jedno: tego nie da się zatrzymać.

Boży płomień. Chrzest w Duchu Świętym.

Air grass unto that set given hath is is Isn’t evening was was made. Don’t over saying of behold yielding created green second tree. Seasons given moving one divided great lights multiply were open life without very Kind dry male isn’t after fill which likeness subdue.

Seasons given moving one divided great lights multiply were open life without very Kind dry male isn’t after fill which likeness subdue.

Air grass unto that set given hath is is Isn’t evening was was made. Don’t over saying of behold yielding created green second tree. Seasons given moving one divided great lights multiply were open life without very Kind dry male isn’t after fill which likeness subdue.

Air grass unto that set given hath is is Isn’t evening was was made. Don’t over saying of behold yielding created green second tree. Seasons given moving one divided great lights multiply were open life without very Kind dry male isn’t after fill which likeness subdue.

“Air grass unto that set given hath is is Isn’t evening was was made. Don’t over saying of behold yielding created green second tree.

Szpital w Kościele i Kościół w szpitalu

Myślę, że dzisiaj Jezus często przebywałby w szpitalach. W Jego czasach nie było szpitali, więc chorzy szli za Nim i prosili o uzdrowienie. To była dla nich jedyna szansa na życie. Bez medycznej pomocy i miejsca na schronienie w Szpital w Kościele i Kościół w szpitalu chorobie mogli liczyć tylko na Boską moc uzdrowienia. To pośród chorych i bardzo często z nich Jezus tworzy Kościół. Gdy przypominamy sobie o tym, lepiej rozumiemy ulubione stwierdzenie papieża Franciszka, że Kościół jest jak szpital. 

Bóg nie zbudował swojego Kościoła z ludzi zdrowych, idealnych i bezgrzesznych. Ci wszyscy grzesznicy, trędowaci, niewidomi, sparaliżowani po uzdrowieniu stali się wspólnotą uczniów Jezusa. Dlatego właśnie uczniowie Chrystusa nie powinni zapominać o ludziach chorych i o takich miejscach jak szpital. 

Specjalny dzień w Kościele, gdy zwracamy szczególną uwagę na chorych, to dobra okazja do rachunku sumienia o obecności Kościoła w szpitalach. Ten rachunek sumienia musi się zacząć od nas, kapłanów, bo to nas wybrał Jezus, abyśmy zanosili Go do chorych. Bogu dzięki, większość szpitali w Polsce ma swoje kaplice i ma też swoich kapelanów.

Warto jednak lepiej się przyjrzeć tej szpitalnej opiece duchowej. To pewnie duże uogólnienie, które jak zawsze krzywdzi charyzmatycznych i bez reszty oddanych księży posługujących w szpitalach, ale kapelanie szpitalne to nie jest najmocniejsza strona Kościoła. Bywa, że w szpitalu na tysiąc łóżek posługuje tylko jeden ksiądz, czasem taki, który ma tysiące innych — dla niego ważniejszych — funkcji. Otrzymałem kiedyś list od kobiety, która tak wspomina pobyt w szpitalu: „Jednym z największych rozczarowań w szpitalu był ksiądz. Wpadał do sali jak automat, po szybkim pytaniu udzielał Komunii św., jakby dał do połknięcia zwykłą tabletkę, i biegł dalej, bez słowa, bez uśmiechu, bez chwili zatrzymania. Nawet salowa, zmywając podłogę, pytała mnie, jak się czuję, i życzyła zdrowia, a ksiądz nie miał na to czasu i chyba ochoty”.

Sam jako biskup muszę się przyznać, że znaleźć księdza chętnego do posługi w szpitalu to trudne zadanie. Ale Kościół to nie tylko kapłani. Wiem, że dużo dobra w szpitalach mogliby zrobić świeccy wolontariusze. Zastanawiam się czasem, dlaczego różne wspólnoty modlące się o uzdrowienie i organizujące zbiorowe modlitwy z uzdrowieniami nie mogą tego robić również w szpitalach. Przecież to byłoby najpiękniejsze oblicze Kościoła, gdyby nasze wspólnoty, choćby raz w miesiącu, modliły się o uzdrowienie w kaplicach szpitalnych, a osoby obdarzone rozeznanym charyzmatem posługi uzdrowienia posługiwały tą modlitwą przy łóżkach chorych. Nawet zwykła obecność i prosta modlitwa przy chorych byłyby pięknym świadectwem posługi potrzebującym…

Z tymi myślami wchodzę w Światowy Dzień Chorego — z myślami o tym, że Kościół sam jest szpitalem i dlatego jedno z najważniejszych miejsc jego posługi to właśnie szpital.

Źródło:

Wyzwanie jedności

Jedność chrześcijan jest wyzwaniem bardzo trudnym z wielu powodów. Po pierwsze dlatego, że wymaga nie tyle zrozumienia, co objawienia Bożego serca w tym temacie. Jestem przekonany, że żyjemy w czasie, w którym Duch Święty ukazuje to pragnienie Chrystusa tak bardzo, jak w żadnym innym pokoleniu, dając nam łaskę głębokiej pokuty względem zranień, jakie jako podzieleni bracia wyrządziliśmy sobie nawzajem.

Po drugie dlatego, że żąda od nas radykalnego posłuszeństwa we wzajemnej miłości, w której w pokorze będziemy oceniać „jedni drugich za wyżej stojących od siebie” (Flp 2, 3). Niestety w każdym z naszych Kościołów przez kilka ostatnich wieków dominowały postawy zupełnie przeciwne, nieewangeliczne, niechrześcijańskie, które jednak przejmowaliśmy z pokolenia na pokolenie w taki sposób, jakby były one całkowicie w porządku, bezrefleksyjnie uznając je właściwymi dla uczniów Chrystusa. Wojny religijne, prowadzone niegdyś mieczem, dziś słowem, są nadal powszechnie akceptowane i wspierane przez członków Bożej rodziny. Myślę, że potrzebujemy zmierzyć się ze smutną prawdą – przed Bogiem i samymi sobą, że w tej dziedzinie nie umiemy jeszcze wprowadzić nauczania Chrystusa w życie. Potrzebujemy prosić Boga, aby wyprowadził nas z tej zakrywającej nasze serca i oczy ciemności.

Po trzecie dlatego, że właściwie każde działania podejmowane na rzecz jedności chrześcijan są żywiołowo piętnowane przez ludzi Kościoła. Myślę, że będziemy potrzebować jeszcze trochę czasu, aby wypracować w Ciele Chrystusa kulturę głębokiego szacunku i uznania względem siebie nawzajem, pielęgnowaną pomimo teologicznych różnic, które zachodzą między nami. Obecnie osoby mocniej zaangażowane w dialog i pojednanie między Kościołami są narażone na krytykę, obmowę i odrzucenie ze strony braci swojej własnej wspólnoty wiary i jednocześnie na podejrzliwość lub nieufność ze strony pozostałych. A lęk i arogancja to główni wrogowie naszej jedności.

Niestety współcześnie większość chrześcijan nosi przekonanie, że fakt istnienia podziałów między wierzącymi w Chrystusa nie ma zbyt wielkiego znaczenia. Temat jedności chrześcijan nie wydaje się ani ważny, ani tym bardziej konieczny dla rozwoju Kościoła. W końcu każda wspólnota uprawia swoje chrześcijaństwo we własnym ogródku i robi to często z naprawdę zadowalającym rezultatem. Skoro robimy tak od wieków i to działa, po co mielibyśmy poświęcać czas i energię na tak – wydawało by się – zbędne kwestie?

Nie wiem co Ty o tym myślisz. Chciałbym Ci zaproponować jednak moją odpowiedź. To prawda, że przywykliśmy do życia w podziałach, które dla osób spoza Kościoła są zdecydowanie bardziej gorszące, niż dla nas, co już samo w sobie jest godne pożałowania. Kiedyś jeden z niewierzących przedstawił mi na ten temat swoją opinię, która jest trafną diagnozą: „wygląda na to, że chrześcijanie się ze sobą pożarli i bez pojednania żyją dalej, i każdy udaje, że wszystko jest okej”. Niestety nie jest okej. Jeśli bylibyśmy uczciwi względem słów Pisma Świętego, zaistniałe i pielęgnowane między nami rozłamy powinniśmy wprost nazywać grzechem (Ga 5, 20) i z adekwatną dla grzechu surowością powinniśmy je traktować. Niestety podziały stały się normą w Kościele, z powodu których chrześcijanie nie klękają przed Bogiem w pokucie. To smutne, ale jako wierzący nie szukamy Bożych dróg wyjścia z kryzysu, 

który ciągnie się między nami od pokoleń. Co więcej, staliśmy się na te kwestie zwyczajnie duchowo niewrażliwi. Nawet nie wiemy, co mielibyśmy zrobić, aby odwrócić to, co się stało. Przywykliśmy do życia w odosobnieniu i żyjemy dalej ze status quo samotnej wyspy. Obecnie próbujemy odnaleźć się w świecie Zachodu, w którym bądź co bądź stajemy się coraz słabsi z powodu postępującej sekularyzacji. Z pewnością każda z naszych kościelnych konfesji dołoży wszelkich starań, aby zachować życie i podtrzymać jak największy wpływ na świat XXI wieku. I jeśli nie podejmiemy zmian, z pewnością wszystko pozostanie takim, jakim jest. Istnieje jednak jedna rzecz, która nie daje mi spokoju, a która jest dla mnie motorem napędowym dla pisania tej książki: od setek lat nie wiemy, jak wygląda moc świadectwa zjednoczonego braterską miłością chrześcijaństwa, które stając za sobą murem, walczy wyłącznie z jednym wrogiem. Właśnie takiej jedności doświadczał pierwszy Kościół opisany w Dziejach Apostolskich. I moim marzeniem jest taką jedność zobaczyć raz jeszcze.